niedziela, 12 marca 2017

Trylogia zakończona przytupem?

RECENZJA BEZ SPOJLERÓW
Tytuł: Zbuntowany książę
Autorka: Celine Kiernan
Tłumaczenie: Joanna Nykiel
Cykl: Moorehawke (tom 3)
Ilość stron: 420
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie

Powiem Wam szczerze, że nie przepadam gdy na okładce jest kogoś twarz xD Bo to narzuca mi jak powinien wyglądać bohater. Mimo wszystko, okładka ma w sobie 'to coś' i mi się podoba.Ten fioletowy kolor wyjątkowo mocno mi się podoba, zamek w tle, z drugiej strony płonący las. Co do fioletu mogę się mylić, ponieważ inni mówią, że jest niebieska:'). Okładka jest na prawdę zachęcająca. Muszę niestety przyznać, że napis strasznie się pozdzierał (zdjęcie robiłam zanim ją przeczytałam). I dodatkowo w tej części nie ma żadnej mapy od wewnętrznej strony okładki, a w poprzednich częściach, mapka ta stwarzała niesamowity klimat.

Recenzja pierwszej części(klik) i drugiej(klik)

Nareszcie poznajemy Alberona, o którym wcześniej strasznie dużo mówili. Szczerze mówiąc, nie wiem czego się po nim spodziewałam, ale nie podobało mi się to, do czego doprowadził. Często zachowywał się jak nieokrzesany dzieciak, któremu wszystko wolno. Z drugiej strony, nie mogę powiedzieć, że był głupi. Wręcz przeciwnie! Był bardzo inteligentny, bo wielu osobom byłoby ciężko wpaść na to, co zrodziło się w jego chorej główce. Można powiedzieć, że na prawdę go podziwiałam, ale tylko w co niektórych momentach.

Razi stał się nad wyraz denerwujący. Faktem jest to, że od jakiegoś czasu nie miał kontaktu z Alberonem i mają całkowicie różniące się od siebie poglądy, co do sprawowania władzy.
Christopher był bardziej znośny niż w drugiej części, jednak to co stracił w moich oczach, to stracił. Na pewno nie polubię go znów tak, jak pokochałam w pierwszej części. Tutaj wykazał się na pewno większą odwagą niż wcześniej. Jego problemy i drastyczna przeszłość powracają ze zdwojoną siłą i atakują ze wszystkich stron. Stała się bardzo zamyślony i nie kontaktował przez pierwszą połowę książki.

Wynter, nasza kochana główna bohaterka! Wspomnę jeszcze raz dla potomnych naprawdę ją polubiłam! Minusem jest na pewno to, że znalazła się pomiędzy Scyllą a Charybdą. Musiała się zdecydować, kogo działania będzie popierać. Raziego czy Alberona. Był jeszcze oczywiście Christopher, ale jego zdanie miało jeszcze mniejsze znaczenie niż to Wynter, Jak wiecie, książka dzieje się w średniowieczu i Wynter, jako kobieta, nijak powinna się odzywać. Jak w poprzednich częściach nie liczono się zbytnio z jej sugestiami, tak teraz zbywali ją całkowicie. Ba! Małżeństwo jej planowali! Sama, bidulka, na pewno nie dałaby sobie rady.

Mam mieszane uczucia co do tej książki. Oczywiście - była potrzebna i nie wyobrażam sobie skończyć tej historii na Królestwie Cieni. Była potrzebna i ciekawa. Podobała mi się - ale straciłam wiarę w tych bohaterów. Nie byli już tymi, którzy oczarowali mnie w pierwszej części.
Poza tym, nasza przygodówka, którą swoją drogą ceniłam za małą ilość miłości i takich innych - zamieniła się w romans! Znaczy, nie zrozumcie mnie źle. Aż tak bardzo romans mi nie wadził, jednak patrząc na to, że w poprzednim tomie mówię o brutalnej historii, a tu mnie zagięli i romansem przyłożyli.

Jeśli chodzi o zakończenie to... spodziewałam się totalnie czegoś innego. Liczyłam na jakąś krwawą masakrę, tortury, flaki latają. No, niby ta masakra była - nie będę książce tego odejmować. Było opisane mniej brutalnie, niż ja bym chciała aby było. Mimo wszystko, książka skończyła się zbyt... grzecznie? Tak, grzecznie to odpowiednie słowo. Spodziewałam się czegoś brutalniejszego i lepiej opisanego - bo autorka bardzo ciekawie opisywała wszelakie wcześniejsze sceny. Potrafiła zainteresować, dlatego trochę się zawiodłam po skończeniu książki.
Tak czy siak, zachęcam do przeczytania, bo książka nie odbiega zbyt mocno cudownością od poprzednich części! Ocena: 8/10.


CYTATY:)
Leżysz tam z buzią pomarszczoną jak zużyta chusteczka. Mówią, że jak powieje ostry wiatr, to taka mina może zostać człowiekowi już na zawsze [...] A wtedy przestanę cię kochać.
W życiu rzadko można szybko wymierzać sprawiedliwość.
Nic nie przeraża arystokraty bardziej niż, wykształcony wolny plebejusz.
Czasem stojąc z boku, widzi się więcej. Czasem może aż za wiele.
Słuchaj mnie uważnie, panie Garron, bo właśnie mówię ci, że cię kocham.

wtorek, 28 lutego 2017

Gra zwiastująca koniec

Tytuł: Endgame. Wezwanie
Autorzy: James Frey, Nils Johnson-Shelton
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Cykl: Endgame (tom 1)
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Liczba stron: 512


Okładka jest przecudowna! Kiedy już książki do mnie dotarły, nie mogłam się na nie napatrzeć. Świeci się jak złoto! Kiedy czytałam Endgame, idąc chodnikiem, musiało być mnie widać z kilometra, jeśli światło padło pod dobrym kątem!

Kiedy w ziemię uderza seria meteorytów, spokój ludzi zostaje naruszony. Ich sielankowe życie dobiega końca, jednak nie są oni tego świadomi. Tylko nieliczni rozumieją co się dzieje.
Rozpoczęło się Endgame. Gra zwiastująca początek końca.
Ludzkość stoi nad przepaścią, a ich los zależy od zaledwie kilkunastu osób. Graczy.
Są oni potomkami starożytnych cywilizacji. Od kiedy pamiętają, mówiono im o Endgame. Ćwiczyli od wczesnego dzieciństwa. Są szybcy, odważny i nieustraszeni. Niejednokrotnie już zabijali. Bez mrugnięcia okiem. Bronią palną jak i walcząc wręcz.
To urodzeni mordercy.
To Gracze z prawdziwego zdarzenia.
Z dwunastki Wezwanych wygra tylko jeden.
Jedenastu przegra.
Przegrani umrą.


Książka zaciekawiła mnie opisem. Nie wiedziałam czego się spodziewać i jako tako bałam się, że może mi się nie spodziewać. Moje obawy na szczęście okazały się niepotrzebne. Opowieść wciągnęła mnie już po pierwszych stronach.
Historia opowiada o emocjonującej grze, w której możemy brać udział. Dostajemy podpowiedzi, zagadki, krzyżówki i ukryte wiadomości. Z tyłu książki jest miejsce na nasze notatki.
Warto wspomnieć, że rozdziały są raczej krótkie i każdy skupia się na innym bohaterze, których swoją drogą jest całkiem sporo. Każdy jest inny, autorzy przedstawili nam masę ciekawych osób, przewijających się przez całą książkę. Nigdy nie byłam pewna, czy przypadkowa osoba spotkana na ulicy nie okaże się kimś ważnym. Czytając tę książkę, mój mózg pracował na najwyższych obrotach. Zapamiętywałam fakty, szukałam podpowiedzi, zastanawiałam się nad niewiadomą. Kiedy byłam zmuszona odłożyć książkę choć na chwilę, mój umysł wracał do zagadek poruszonych w Endgame. Do trosk bohaterów. Do ich szczęścia, żądzy mordu i strachu o bliskich.

Muszę dodać, że książka ma narrację trzecioosobową w czasie teraźniejszym. Osobiście nie przepadam za tym typem narracji, jednak stworzyła ona bardzo ciekawą atmosferę. Pozwolę sobie jeszcze wspomnieć, że w książce nie ma akapitów. Na początku myślałam, że będzie to przeszkadzało w czytaniu - jednak się myliłam. Taki układ typograficzny książki nie robi większej różnicy podczas czytania. Po pierwszych stronach na prawdę przestaje się zwracać na to uwagę.
Może ciężko to zrozumieć, ale Gracze, oprócz tego, że byli maszynami do zabijana, w większości marzyli o normalnym życiu. Nie chcieli wojen, mordowania, gry, Endgame. Endgame oznacza koniec, a przecież oni wszyscy chcieli żyć. Tylko nieliczni wybierają śmierć. Bohaterowie nawiązują sojusze, jedni chętnie - inni pod przymusem. Kłamią, kochają, zdradzają, torturują, mordują. W grze, którą jest Endgame, nie ma zasad. Wszystkie chwyty dozwolone. Gracze są mądrzy, jednak czasem żądza zemsty przysłania rozum.
Jednak, jaki jest haczyk? Gra bez zasad, nie może być fair. Razem z Graczem, giną jego ludzie. Przyjaciele, znajomi, sąsiedzi. Więc na barkach bohaterów ciąży na prawdę wielka odpowiedzialność.

Dzięki tej książce dowiemy się o skrajnych powodach zawierania sojuszy.
Poznamy bratnie dusze.
Doświadczymy czym jest miłość, poświęcenie, strach i złość.
Poczujemy gorycz oszukanych i ujmę na honorze zdrajców.
Poznamy sekrety, o jakich świat nie słyszał.
Na tacy nie podadzą nam jednak najważniejszego.
Czy można przechytrzyć stwórców Endgame, jak i samą grę?
Co dobrego przyniesie ludzkości i jaką cenę przyjdzie nam za to zapłacić?
Wiemy tyle, że Endgame to zagadka.
Łamigłówka, którą zrozumiemy zbyt późno, aby tę wiedzę wykorzystać.

Osobiście po przeczytaniu pierwszego tomu mam mętlik w głowie. Ciągle widzę ciągi liczb i niezrozumiałe podpowiedzi. Od razu zabieram się za drugi tom, może dzięki temu coś się rozjaśni.
Podsumowując, książka jest na prawdę dobra. Wzbudza multum emocji i porywa nas do świata, w którym toczy się Gra. Sprawia, że nie rozróżniamy prawdy i kłamstwa. Dezorientuje nas do tego stopnia, że nie można się oderwać od czytana. Ludzie lubią tajemnice, a ta książka skrywa ich wiele. Mam nadzieję, że sami je poznacie, czytając Endgame.
Jeśli mówimy już o plusach książki, to nie mogę pominąć okładki, która prezentuje się cudownie i świeci jak złoto. Wiem, że nie powinno się oceniać książki po okładce, ale ta jest naprawdę niesamowita. Ocena: 8/10

CYTATY:)
Ziemianie to mrówki, które niszczą wszystko, co staje na ich drodze, zabijają się wzajemnie bez powodu i gapią zbyt długo w swoje odbicia w lustrach.
Jesteśmy ludźmi. Mamy jedno życie i powinno się je szanować. Dlatego zabijanie musi być przemyślaną, świadomą decyzją. 
Endgame to zagadka życia, powód śmierci. Zawiera się w niej początek wszystkich rzeczy i koniec wszystkich rzeczy. 
Krew za krew, bracie. Krew za krew.


Za książkę dziękuję portalowi Secretum.pl oraz wydawnictwu SQN!
Recenzję możecie również przeczytać na portalu secretum.pl, na który serdecznie zapraszam:)

środa, 15 lutego 2017

Rzut e-bookiem! - o spacerku podczas śnieżycy

Jak raczej wiecie, czytam sporo e-booków. Na czytniku czyta mi się bardzo wygodnie i nawet pięciuset stronicowy klocek jest zjadliwy - bo waży tyle, co nic. Jedną z niewielu wad e-booków, jest oczywiście brak okładki. Czyli w moim przypadku, nici ze zdjęć na bloga - dlatego postanowiłam stworzyć serię, w której będą recenzje e-booków, napisane na max. 500 słów! Zapraszam, do czytania:)
Ten opis będzie pojawiał się przed każdym postem z tej serii;)
Tytuł: Black Ice
Autorka: Becca Fitzpatrick
Tłumaczenie: Mariusz Gądek
Wydawnictwo: Otwarte(Moondrive)
Ilość stron: 448

"Black Ice" zaczęłam czytać kiedyś pod wieczór. Przez prolog nie mogłam przebrnąć. Nie to, że był nieciekawy, ale wyrwany z kontekstu. Nie wiedziałam z kim mam do czynienia, kiedy, co i jak.
W pierwszym rozdziale poznajemy główną bohaterkę - którą polubiłam już od pierwszych stron. Tak! Kolejna (główna!) bohaterka, która zaskarbiła sobie moją sympatię w ostatnim czasie! Britt nie jest jednak dziewczyną, którą poznajemy w prologu. Swoją drogą, zapamiętajcie ten pieruński prolog, bo będzie do niego często nawiązywane!
Britt jest młodą dziewczyną, ma gadane i świetny charakter. Niestety, jej przyjaciółka taka nie jest! Od pierwszego spotkania jej w tej książce, modliłam się, aby spadła z któregoś z łańcuchów górskich!

Dziewczyny są umówione na wyjazd w góry, podczas przerwy wiosennej. Jako iż przyjaciółka Britt jest bogata, jej rodzina ma dom w górach, a tam właśnie zmierzają dziewczyny. Ta wyprawa ma być jako tako odpoczynkiem od byłego chłopaka, dla Britt. Dziewczyna załamała się po rozstaniu z... *uwaga, uwaga* bratem wyżej wspomnianej Korbie, jej przyjaciółki!
Calvin, bo tak ma na imię jej były, zerwał z Britt w okropny sposób i nie dziwię się, że dziewczyna się lekko załamała.

Mimo wszystko, nie wszystko złoto co się świeci, Britt tym wyjazdem w góry chciała wywołać zazdrość u Calvina, aby ten do niej wrócił. A dlaczego w góry? Calvin jeździł w nie bardzo często, to było jego ulubione miejsce. Ten wątek na początku mi się nie podobał, jednak z tym pokazaniem Calvinowi co stracił wiąże się wiele zwrotów akcji - a jeszcze więcej śmiechu!

Na przykład - bez obaw, nie rzucę spojlerem! - według Britt, największą zazdrość w byłym wzbudzi nowy chłopak. Ale, co zrobić jeśli nie ma się chłopaka, a aktualnie przebywa się na stacji benzynowej? Nie, nic nie wybuchnie xD Oczywiście pokazać przypadkowego faceta! Wasz były na pewno nie podejdzie do niego i o was nie spyta! - przy tym momencie śmiałam się jak głupia, ale sami musicie przeczytać, jak to potoczyło się dalej.

Nie mogę pominąć Masona, ale pozwolę sobie tylko o nim wspomnieć. Pokochałam go już pod pierwszych zdań, wypowiedzianych przez niego. Był wyjątkowo opiekuńczy, ale nie nachalny. Miał niesamowite poczucie humoru, był mądry i taki kochany. Jejku, no nie mogę więcej o nim mówić, bo wypaplam za dużo!

Później zaczyna się akcja! Strzelaniny, niebezpieczna podróż podczas śnieżycy, okupy, morderstwa!
Kiedy kończyłam czytać "Black Ice" myślałam, że padnę! Tak ta książka siadła mi na psychikę, że bez przerwy zastanawiałam się, co będzie dalej! Autorka ma cudowny i lekki styl pisania. Wielu rzeczy nie przewidziałam. Co chwila wstrzymywałam oddech i rozglądałam się w przerażeniu, a jakiś czas później wybuchałam śmiechem!
Książka zrujnowała mi światopogląd na najbliższy czas, nie mogłam przestać kląć po jej skończeniu! A jak się skończyła? Całkowicie inaczej, niż przewidywałam!
Idealna mieszanka strachu i śmiechu:) Ocena 10/10
Kto czytał? Kto zamierza? Co myślicie o tej książce? :D

Trochę cytatów!
Caz powiedziała mi kiedyś, że jeśli potrafisz siedzieć z kimś w milczeniu, bez żadnego skrępowania, to najlepszy dowód na to, że ta osoba jest ci bliska i czujesz się przy niej swobodnie.
Odpisałam Calvinowi: Nie będzie dziś żadnego pływania. Oby tylko nie doszedł do wniosku, że mam okres. Spotykaliśmy się od kilku tygodni i znałam go tak dobrze jak żadnego innego chłopaka, ale nie byliśmy jeszcze ze sobą na tyle blisko, by przynosił mi ibuprofen i termofor na skurcze.
Mówią, że kiedy umierasz, całe życie przebiega ci przed oczami. Nikt nie mówi jednak o tym, że kiedy patrzysz, jak umiera osoba, którą kiedyś kochałeś, doświadczenie to jest podwójnie bolesne, ponieważ przeżywasz na nowo dwa życia, które niegdyś podążały tą samą drogą.

Okładka z empik.com

środa, 1 lutego 2017

Historia za mało brutalna - a jednak dobra!

Człowiek ma obowiązek bronić tych, których kocha, a nie przelewać ich krew, żeby ułatwić sobie życie.
Tytuł: Królestwo cieni
Autorka: Celine Kiernan
Tłumaczenie: Joanna Nykiel
Cykl: Moorehawke (tom 2)
Ilość stron: 502
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie

RECENZJA BEZ SPOJLERÓW

Okładka podoba mi się tak średnio, prawdę mówiąc. I nie mam bladego pojęcia, którego bohaterka przedstawia - choć, moje podejrzenia padają na Christophera. Miał długie włosy - jednak najczęściej władał kuszą. Dlatego coś mi nie pasuje. Inna sprawa - jeśli to jest Razi, to ja jetem stuknięta! Ale muszę przyznać, że każda książka utrzymuje ten kolor okładkowy. Tom pierwszy - zieleń. Drugi - pomarańczowy/brązowy. Trzeci - niebieski/fioletowy. Na półce trylogia prezentuje się bosko! :D


O pierwszym tomie możecie przeczytać tutaj:) Bądź klikając na zdjęcie poniżej.
(…) dopóki nie spiszemy naszej historii, nigdy nie będziemy mieć jej naprawdę.
Co by tu napisać, żeby zbyt nie opisać... 
W tej części większą część sceny przywłaszczyła sobie nasza wielka trójka - Razi, Christopher i Wynter. Dodatkowo, mamy okazję poznać plemię Merrońskich wojowników. Merronów wyobrażałam sobie jako takich stereotypowych wikingów - tylko bez tych ich śmiesznych hełmów z rogami. Byli ogromni, a ich muskuły były większe od mojej głowy - a przynajmniej w moich wyobrażeniach xD
Hallvor połamała żebra nieboszczyka i otworzyła jego klatkę piersiową, po czym zawołała psy, żeby nakarmić je jego sercem. Podzieliła je na dwie części, a Wynter jak zahipnotyzowana patrzyła, jak wielkie psy podchodzą i ostrożnie odbierają swoją nagrodę z ociekających dłoni Hallvor.
Jak wspomniałam, Merroni to wojownicze plemię - ale wojowniczkami były również kobiety. Gdyby książka miała miejsce w obecnych czasach - mogłabym ten fakt pominąć, jednak pamiętajcie, że jest to średniowieczna Europa! Kobiety tu mogą, co najwyżej, ładnie wyglądać! Wynter czuła się bardzo dziwnie wśród merrońskich kobiet - ponieważ wychowano ją w zamku, pośród nakazów, zakazów, etykiet i dobrych manier. I kiedy ona czuła zdegustowanie na myśl, że miałaby przebrać koszulkę, kiedy w pobliżu znajdowaliby się, jacykolwiek, ludzie - tak merrońskie plemię nie miało z tym żadnego problemu. To byli dzikusy, prowadzili koczowniczy tryb życia. Wierzyli w innych bogów, niż reszta społeczeństwa - i oddawali im krwawe hołdy. Byli nieufni i żądni krwi swoich wrogów i szpiegów. Szczerze mówiąc, bardzo ich polubiłam!
Wynter spoglądając na siedzących mężczyzn i kobiety, nie mogła powstrzymać uśmiechu na myśl o ponurych doradcach Jonathona, przycupniętych w trawie na skraju lasu. Uśmiech szybko jednak zniknął, bo zdała sobie sprawę, że chociaż królewscy doradcy byli niepozorną gromadką wątłych staruszków, to mieli ogromną władzę.

Dowiadujemy się też co nieco o wilkołakach. Są bezlitośni - napadają na wioski i miasta, plądrują i zostawiają za sobą same szkody. Dodatkowo handlują niewolnikami. Są silni, wytrzymali i szybcy. Bardzo ciężko ich pokonać. W książce dochodzi do niejednej walki z tymi bestiami.
- To morderczyni – powtarzała sobie w myślach Wynter. – Groźna fanatyczka. Trudno było jednak połączyć ten fakt z uśmiechniętą twarzą Hallvor.
Tak więc ta część jest brutalniejsza od poprzedniej - głównie przez fakt, że pierwsza część działa się w zamku - a teraz opuściliśmy już jego bezpieczne bramy. Stety niestety - tej brutalności nie poczuliśmy zbyt mocno - choć niektóre momenty były naprawdę bardzo klimatyczne.
Autorce świetnie wyszło przedstawienie wilkołaków, jako potwory spod ciemniej gwiazdy! Nienawidzę pierunów! A Merroni, mimo swej brutalnej natury, skradli moje serducho! To tak sympatyczni ludzie, choć nie potrafią nawet pisać! A skoro już o brutalności - wiecie czym jest krwawy orzeł? Mam nadzieję, że tak, bo nie mam ochoty tego tłumaczyć. No nieprzyjemna sprawa - a właśnie tym byli karani szpiedzy - przez Merronów, oczywiście. Tak dla ciekawostki powiem, że w serialu Wikingowie, jeden z bohaterów został skazany na owego krwawego orła - i zostawił ciężarną żonę na pastwę losu - ponieważ straciła męża i ochronę. Kiepska sprawa, no ale...
Ci ludzie zaraz zrobią z ciebie krwawego orła - mruknął i z uśmiechem obserwował, jak oczy Wilka stają się okrągłe z przerażenia. - Krwawego orła (...). Będziesz umierał, wrzeszcząc w męczarniach. A ja z przyjemnością tego posłucham.
Wynter zaczęła mnie trochę irytować - ale to bardzo dobrze, ponieważ ją lubię! Tak, stało się! Nadszedł ten pamiętny dzień, w którym polubiłam główną bohaterkę! Jej ruda czupryna mignęła nam w każdej scenie, w których podejmowano kluczowe decyzje. Szanuję ją za to, że nawet w czasach kiedy nie mogła mieć swojego zdania - a tym bardziej obnosić się z tym - umiała się postawić i przekonać innych do swoich racji.
- Czyżbyśmy znowu byli przyjaciółmi?
- Chyba tak (…) przynajmniej dopóki nie trafi mi się ktoś lepszy.
Christopher przewrócił oczami, a Wynter wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.
- Do diabła, kobieto, co z ciebie za potwór!? Mam z tobą same utrapienia! Dopiero teraz widzę, co czai się w tej twojej czerwonowłosej główce.
Razi był bardzo opiekuńczy - choć już coraz mniej w stosunku do Christophera i Wynter - a bardziej do kogoś, o kim nawet mi się nie śni, żeby tu wspomnieć. Tak, zgadliście. Nieudolnie próbuję zaciekawić Was tą historią! :')
- Wyglądasz dużo lepiej - powiedziała, klękając u boku Christophera, na którego policzkach na chwilę pokazały się dołeczki.
- Nie sądziłem, że można ulepszyć coś, co jest już doskonałe(...)
I przychodzi czas na mojego kochanego Christophera! Przez jakiś czas wydawało mi się, że autorka ma zamiar zrobić z niego panienkę - na całe szczęście panienką nie został! Na jaw wyszła jego potworna przeszłość nadal próbuję Was zaintrygować :') dowiadujemy się pewnych epizodów z jego życia, o których pewnie wielu wolałoby nie usłyszeć. I właśnie przez te kilka faktów, Christopher na jakiś czas zamknął się w sobie i trochę histeryzował.
Miłość łączy na zawsze. Dwoje zamienia się w jedno. Pamiętaj o tym i ucz tego innych.
Autorka pisze naprawdę ciekawie i z czystym sumieniem mogę polecić Wam tę książkę. Nie czułam tych pięciuset stron, czytałam jak najęta! Tak mi się podobało, że codziennie nosiłam ową cegłę do szkoły! moje plecy nadal mi tego nie wybaczyły ocenę daję 9/10, a odjęłam punkt przez zachowanie Raziego w drugiej połowie książki i jego nieposzanowanie i niepogodzenie się z krwawą naturą Merronów - oraz czasowe panienkowanie Christophera.
Taak, ta książka też ma cud-miód mapkę<3
Zarówno w oczach bladoskórego Merrona, jak i w ciemnym spojrzeniu Raziego widać było chłód i odrazę. Wynter zdziwiło nawet to niezwyczajne u jej przyjaciela zachowanie, przypominające kupca, który surowym wzrokiem ocenia braki wystawionego na sprzedaż towaru.
Chyba poniosło mnie trochę z ilością cytatów w tym poście xD

niedziela, 22 stycznia 2017

Dworskie intrygi...

Dlaczego tak trudno nam słuchać, gdy ludzie mówią o nas dobre rzeczy?
Tytuł: Zatruty tron
Autorka: Celine Kiernan
Tłumaczenie: Katarzyna Maciejczyk
Cykl: Moorehawke (tom 1)
Ilość stron: 418
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie

Cześć! Jakiś czas temu moja mama pojechała na zakupy po jakąś kieckę, czy coś takiego. Wróciła oczywiście z naręczem książek - i bez kiecki xD. A wśród jej zdobyczny znalazł się cykl: Moorehawke! Strasznie żałuję, że nie przeczytałam tego szybciej, ponieważ książka była na prawdę cudna!
Była tylko ona i te obrazy, jej demony, z którymi musiała mierzyć się sama.
Okładka mi się w sumie podoba. Szału nie ma, ale nie jest zła! Tytuł niestety nie zniósł najlepiej moich podróży do szkoły i z powrotem - ponieważ napis lekko się pozdzierał co widać na zdjęciu. Dziewczyna z okładki to chyba miała być główna bohaterka, Wynter, jednak wygląda tu na szatynkę - a w książce dowiadujemy się, że była ruda. No więc tylko to mi wadzi :D
Miała wrażenie, że świat stanął na głowie, a ona bezskutecznie usiłuje utrzymać w nim równowagę. Co takiego się stało, że koty nie odpowiadają na grzeczne powitania, a duchy boją się zamienić kilka słów z przyjacielem?
O książce mogę powiedzieć tyle, że na początku nie mogłam ogarnąć świata, w którym dzieje się akcja. W książce wszyscy sobie chodzą i plotkują z duchami i innymi duchami - ewentualnie z kotami. I jak zrozumiałam, że duchy to ich psiapsióły, tak tych kotów nie potrafię wbić sobie do głowy! Wszystko to dzieje się w średniowieczu - o ile mogę tak powiedzieć. Bez telefonów, laptopów i innych gadżetów. Uwielbiam takie książki!
Główna bohaterka, Wynter, to całkiem znośna dziewuszka. Mówię "całkiem" ponieważ chciałabym się jej czegoś doczepić, ale średnio wiem czego. Ma ona piętnaście lat. Poznajemy ją, kiedy właśnie powróciła po pięciu latach do zamku - który był właściwie jej domem. Podróżowała ze swoim ojcem, Lorcanem - a zarazem mistrzem, ponieważ była jego czeladniczką. Ale zaraz, ona odnajduje się w męskim zawodzie? A i owszem! Nie dość, że się odnajduje - to jest jedną z lepszych! Jej ojciec nie chciał, żeby była całkowicie zależna od przyszłego męża - a jej jedynym zajęciem było rodzenie dzieci. Dosadnie powiedziane, ale to szczera prawda.
- Co ty wyprawiasz? - spytał, mierząc dygoczącego Lorcana gniewnym spojrzeniem. Lorcan łypnął na niego okiem i natychmiast odwrócił głowę, od razu było widać, że ma coś na sumieniu.- No wiesz – wychrypiał. - To i owo.
A skoro jesteśmy już przy Lorcanie, to trochę Wam o nim opowiem, ponieważ jego nie da się nie lubić! Pamiętacie post o najlepszych książkowych ojcach?(klik) Gdybym tworzyła takie zestawienie teraz, Lorcan znalazł by się gdzieś na szczycie! :D
W kościach Lorcana zalega chłód, pięcioletni pobyt w ponurych Krainach Północy nie był dla niego łaskawy, dlatego w ulgą wraca w rodzinne strony. Mimo iż jest chory, jego humor na tym nie ucierpiał! Lorcan posiada tytuł Obrońcy Trony, a zarazem jest bliskim przyjacielem panującego ówcześnie króla - Jonathana. Znają się od dawna, przez co jego córka dorastała w zamku - wraz z młodym następcą tronu, Alberonem, i jego starszym bratem Razim - bękartem króla.
- Jak ty znosisz to miejsce? - spytał cicho. - Przecież to trucizna. To jak wdychanie trucizny dzień za dniem, aż dusza zapada na zdrowiu i umiera.
Wynter niesamowicie cieszy się z powrotu do domu, nareszcie spotka, wyżej wspomnianych, przyjaciół z dzieciństwa! Znów znajdzie się w tolerancyjnym, przyjaznym królestwie. Jednak były to tylko omamy. Jej dom zaczął podupadać. Królestwo stało się złośliwe, przestraszone i żądne krwi. Intrygi i ślepa złość opanowały serca poddanych i lordów, a sam król stał się oschły i morderczy! Jego oczy ciskały piorunami, a machnięciem jednej ręki skazywał ludzi na stryczek.
Tyle mogę powiedzieć o fabule, bo jak zdradzę choć słówko więcej, to mnie rozszarpiecie za spojlery XD
- Razi chciał żebyś zaczekał na niego tutaj – przypomniała.- Razi może mnie pocałować w mój merroński tyłek – rzucił ze znużeniem i zniknął wśród cieni, a drzwi zamknęły się za nim z cichym trzaskiem.
Po kilku rozdziałach poznajemy dziwacznego, zadufanego w sobie, tajemniczego typka. Ja już wiem, że po samym tym zdaniu, panny mdleją XD. Tak oto poznajemy Christophera! Chłopczyna cud miód, ale już samym swoim wielkim wejściem zdenerwował Wynter. Co zrobił to inna sprawa - chyba musicie przeczytać książkę żeby się dowiedzieć, ale co ja tam wiem. Jak zaczęli się kłócić! Ale pamiętajcie o tym, że byli w zamku i musieli się stosownie odzywać. Więc wyobraźcie sobie takich dwóch dresów, którzy zaciekle się kłócą - ale bez wulgaryzmów i elokwentnym językiem! :D Humor i ironia tej książki idealnie do mnie trafia!
Tak więc Christophera pokochałam całym serduszkiem od pierwszego spotkania. I niech tak będzie.
Połowa trosk Raziego bierze się stąd, że cięgiem myli swawole z miłością.
Mogę wam zdradzić jeszcze ze dwa słówka o Razim, który był, no. No był tam i tyle. Znaczy... odgrywał ważną rolę, ale jego zachowanie często wyprowadzało mnie z równowagi. Był taki opiekuńczy i milutki - a zarazem kawał był z niego gnoja. To tyle co mam o nim do powiedzenia.
Uśmiechnęła się. Dla niego wszystko było takie proste!
Ogólnie autorka pisze świetnie i ubolewam nad faktem, że napisała tylko tę trylogię - a ja kończę już drugi tom! przeczuwam mocnego kaca książkowego Humor tej książki idealnie do mnie trafia i czytając niektóre fragmenty znajomym - wiem, że i im przypasował. Tak więc, śmiem twierdzić, że humor w tej książce jest w miarę uniwersalny! :D
No i mapka od wewnątrz na okładce jest cudna!
Piękne - nie nużące - opisy, naturalne dialogi! Nic tylko czytać!
Ocena jest oczywista: 10/10!
Pozdrawiam i zachęcam do przeczytania, ponieważ mało się mówi o tej książce - a jest przecudowna!

Recenzję drugiego tomu możecie przeczytać tutaj, bądź klikając na zdjęcie poniżej:)

niedziela, 15 stycznia 2017

Jakim żywiołem władasz?

Spojrzał na mnie, a ja zorientowałam się, że stoję z rozdziawioną buzią, więc szybko ją zamknęłam. 
- Mamy Łowcę Czterech Żywiołów!
- Eee - zaczęłam elokwentnie - Czterech Żywiołów...co?


Tytuł: Łowca czterech żywiołów
Autorka: Agata Adamska
Cykl: Legenda o Seantrze (tom 1)
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 331

Być może wszyscy dobrze o tym wiecie, ale ja, jak na osobę strasznie spostrzegawczą przystało, próbowałam dopatrzeć się tytułowych czterech żywiołów na okładce. W oczy rzuciły mi się dobrze widoczne ogień i woda. Moja nadludzka wręcz spostrzegawczość podpowiedziała mi, że na dole okładki jest pokazana popękana ziemia, a przy napisie pojawia się takie jasne przetarcie - co ma symbolizować wiatr. Oczywiście zorientowałam się dopiero pod koniec książki.
Okładka jest taka delikatna. Podoba mi się! :)

O czym jest książka. Nasza główna bohaterka - której imienia nie potrafię wymówić do teraz - pochodzi z rodziny, w której żyłach nie płynie magia. Więc kiedy nadchodzi dzień sprawdzianu, który ma pokazać czy władasz którymś z żywiołów, jest przekonana, że wróci do domu jako zwykła nastolatka. No i później bam! Aeryla oczywiście włada wszystkimi czterema żywiołami. Jak na złość, jej rodzice, a ojciec szczególnie, nienawidzą wszystkiego co związane z magią. Właśnie wtedy Aeryla zaczyna swoje podchody o nazwie "Nie, nie, nie. Czary? Pff, jakie czary!".
Kilka zasad, które poznałam dzięki tej książce:

  1. Kij od mopa to super ekskluzywna broń na wysoko postawionych ludzi.
  2. Rude włosy głównej bohaterki widać nawet w środku nocy.
  3. Elfy to snoby.
  4. Piotrusie wszelakie swoją siłą rażenia dotknęły nawet tę książkę.
O pierwszych trzech punktach musicie przeczytać w książce, a ja wytłumaczę Wam czwarty. Aeryla jest po uszy zakochana w pewnym paskudnym osobniku - który nie, nie ma na imię Piotruś. Mówię tak na niego bo przypomina mi denerwującego Piotrka Piotrusia z trylogii o Wiktorii Biankowskiej.

Prawdę mówiąc, główna bohaterka to całkiem spoko dziewczyna. Denerwowały mnie podchody do jej kochasia, ale to szczegół. Spontaniczne kroki i nieprzemyślane decyzje  to cała ona. Nie raz wybuchłam niekontrolowanym śmiechem przez jej zachowanie. A uwierzcie, ludzie widząc mnie w autobusie czytającą książkę i nagle zaczynającą się śmiać - reagują bardzo różnie :').
Tak więc, Aeryla była bardzo wybuchowa jak na Łowcę przystało!, ciekawska i ogólnie równa babka.

Przechodząc dalej. Jej najlepsza przyjaciółka, Annija, skradła moje serce i duszę! Dziewucha była taką wariatką, że 3/4 jej wypowiedzi sprawiało, że się uśmiechałam. Naprawdę! Zwariowana, zakręcona - i równie kolorowo ubrana.
Annija i Wypindrzony to mieszanka wybuchowa! Myślałam, że osobno są śmieszni, ale po kilku ich dyskusjach płakałam... ze śmiechu oczywiście! Mieli ciekawe plany w stosunku do Aeryli, w jakim stopniu ciekawe, to już musicie odkryć sami!
Wypindrzony Merry jest świetną postacią, serio, polubiłam go od pierwszego momentu, kiedy tylko przemknął przez korytarz! I mimo iż go uwielbiam, to moje serce należy do pewnej żmii. A dokładniej do Drehsen'a! Kim jest... a tego Wam nie zdradzę :).

Po drodze spotykamy kochanego, uroczego i przesłodkiego Krasnoluda. Gość wymiatał! :D
Elfy. te wstrętne istoty są chyba taką wisienką na torcie! Jak myślicie, że wcześniej wymienieni bohaterowie mięli swoje pięć minut sławy i humoru - tak Elfy ich po prostu zgromiły! Aż boję się powiedzieć cokolwiek więcej, żeby nie spojelrować xD

-I kiedy ma być ta randka?
-Jeszcze nie wiem - Clem zabębnił palcami o oparcie swojego leżaka - muszę sprawdzić w kalendarzu, kiedy mam wolny termin, bo wiesz, ja jestem naprawdę bardzo rozchwytywany. Kobiety ustawiają się do mnie w kolejce...
-Chyba w sklepie. Pewnie pomyliły cię z kasjerem.

Mogę powiedzieć, że książka była napisana strasznie przystępnym językiem - i czytanie jej było czystą przyjemnością! Dodatkowo, kiedy siedziałam w autobusie i wyginałam książkę pod takimi kątami, pod którymi praktycznie nie powinna się nawet wygiąć - to i tak grzbiet jest nienaruszony! Byłam bardzo zdziwiona - ale także szczęśliwa! W końcu mowa o miękkiej oprawie :).

Prawdę mówiąc, "Łowcę czterech żywiołów" wygrałam w konkursie na oficjalnym fp książki - dodatkowo z dedykacją od autorki! Szczerzyłam się jak głupia przeglądając wyniki - a później pisałam do praktycznie wszystkich przyjaciół - taka byłam zadowolona! :D Fakt faktem, miało to miejsce jakoś na jesieni zeszłego roku - ale cii :').

Więc ostateczne podsumowanie! Gratuluję autorce napisania świetnej książki - a że pani jest Polką, to jeszcze większa duma! Książka świetnie napisana, z powalającą ilością humoru! Jednym słowem, nie mogę doczekać się następnego tomu! Moja ocena: 8/10!

Mi wyszło, że władam ogniem! Właśnie z nim się zawsze utożsamiałam, więc nie mam nic do zarzucenia :D A Wam? Dajcie znać w komentarzach!
Pozdrawiam!